niedziela, 3 grudnia 2017

Cokolwiek by się nie działo, jesteśmy zwierzętami, czyli o "Wojnie płci" Paula Seabrighta

P.Seabright, "Wojna płci", tłumaczenie J.Ochab, Wydawnictwo Agora, 2014.

Wiele z naszych zachowań często tłumaczymy biologią. "Kobiety takie są", "To jest facet, nie potrafi inaczej" - ile razy słyszeliśmy tego rodzaju zdania? Ewolucyjne postrzeganie płci tkwi głęboko nie tylko w naszych głowach, ale i w naszych genach. O tym, jak ewolucja wpływa na zachowanie kobiet i mężczyzn i na ile udaje nam się uwolnić od wpływu genów napisał w swojej książce, o znaczącym tytule "Wojna płci", Paul Seabright. 
Ewolucja i antropologia mają ze sobą wiele wspólnego. Paul Seabright w swojej książce opisuje z skomplikowane relacje, jakie splatały kobiety i mężczyzn przez wieki i podkreśla to, co mogło je wykształcić. Pokazuje także to, co łączy nas w kwestii płci ze zwierzętami, a czego nauczyliśmy się, poniekąd, samodzielnie. Opowiada on o tysiącach lat rywalizacji płci, z których każda ma na koncie wiele błędów i nadużyć. 
Co dobrego mogę powiedzieć o tej książce? Cóż, jest całkiem przystępnie napisana. Choć sam Seabraight jest ekonomistą, a tematy poruszane w tej powieści to głównie antropologia i biologia, jego opowieści, dzięki przystępnemu językowi i obrazowym przykładom, wzbudzają ciekawość w czytelniku i nie wydają się zbyt skomplikowane. I na tym wyczerpują się zalety tej książki. Nie chodzi nawet o to, że się Seabrightem nie zgadzam. Owszem, mamy w sobie wiele ze zwierząt - to pokłosie ewolucji i prawdopodobnie nikomu z nas nie uda się całkowicie tej zwierzęcości wyzbyć. To dzięki niej działają nasze instynkty związane z przetrwaniem. Jednak twierdzenie, że kobiety zarabiają mniej od mężczyzn bo w dawnych czasach mięso, będące efektem polowań, uznawane było za więcej warte niż jagody zbierane przez kobiety, jest znacznym nadużyciem. Owszem, można zauważyć pewne analogie, ale dziś dysproporcja płacowa dotyczy także przedstawicieli różnych płci na tych samych stanowiskach z identycznym rodzajem obowiązków. Poza tym całość wywodu autora postrzegam jako pewnego rodzaju usprawiedliwienie. Seabright wyszukał przewinienia mężczyzn wobec kobiet i w mniej lub bardziej przekonujący sposób usprawiedliwił je ewolucją. Wysunął także parę zarzutów wobec tak zwanej płci pięknej, ale w tym przypadku uzasadnieniem była zazwyczaj fizyczna słabość płci żeńskiej. Być może to tylko moja interpretacja, ale wywód Seabrighta wydawał mi się tendencyjny i nastawiony na wyższość mężczyzn, co w kontekście opisu okładkowego zawierającego zdanie "A może w XXI wieku jest szansa na większą harmonię, równość i porozumienie?" wydało mi się pewnego rodzaju oszustwem. Bo ja, naiwnie, cały czas wierzę, że mimo biologicznych różnic, równość płci jest czymś, co można osiągnąć, a wzajemna rywalizacja jest niczym w porównaniu do dialogu. Interpretując to według punktu widzenia autora, można jednoznacznie stwierdzić, że świat będzie jedną nieustającą walką kogutów tak długo, jak u jego podwalin wypiszemy tzw. męskie zasady. Seabright zdaje się naiwnie wierzyć, że wszystkim zależy przede wszystkim na podporządkowaniu drugiego. A to, być może, największy błąd ludzkości.
Nie mogę nazwać "Wojny płci" Paula Seabrighta książką wartą przeczytania. Ewolucyjno-antropologiczne podejście do tematu konfliktu między płciami jest ciekawe, ale problemem jest zarówno podkreślanie samej idei opozycji płciowej i przyporządkowywanie kobiet i mężczyzn do konkretnych "drużyn" jak i tendencyjne podejście autora. Choć, być może, moja recenzja ma w sobie taką samą tendencyjność, tylko w wersji kobiecej. 

2 komentarze:

  1. Kurcze, szkoda. Bardzo liczyłem na tę książkę i chciałem ją czytać, ale widzę, że i mnie się nie spodoba, a nawet będę podczas lektury mocno wkurzony :/. Koniec końców autor, zamiast walczyć o równość płci, tylko jej nierówność umacnia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też miałam wielkie nadzieje przed lekturą "Wojny płci" i jak widać, były one płonne. Jak widać nie każda pozornie równościowa książka jest taką naprawdę ;(

      Usuń