niedziela, 4 lutego 2018

Przede wszystkim jesteśmy ludźmi, czyli "Celibat. Opowieści o miłości i pożądaniu" Marcina Wójcika

M.Wójcik, "Celibat. Opowieści o miłości i pożądaniu", Wydawnictwo Agora, 2017.

Pisanie tej recenzji to dla mnie twardy orzech do zgryzienia, ponieważ obiecałam sobie, że będę choć częściowo obiektywna. Tylko kiedy ktoś, kto jest tak zaprzysięgłym antyklerykałem jak ja bierze się za lekturę książki o celibacie, może mieć problem z powstrzymaniem emocji. Mimo tego postaram się pójść w ślady autora - Marcina Wójcika i o książce "Celibat. Opowieści o miłości i pożądaniu" napiszę tak rzeczowo i bezstronnie, jak tylko będę potrafiła.
"Celibat. Opowieść o miłości i pożądaniu" to zbiór reportaży dotyczących życia duchownych i aspirujących do tego stanu mężczyzn w Polsce. Bohaterowie opowiadają o swoich przeżyciach bez sprowadzania swojej seksualności do tabu i przyznają się do tego, że celibat jest dla nich wielkim ciężarem, którego większości nie da się udźwignąć. To także opowieść o tych najbardziej skrzywdzonych przez księży łamiących śluby czystości - ich partnerkach i partnerach, kochankach, ich rodzinach i dzieciach, które ze względu na przysięgi ojców przez całe życie będą nosić piętno dziecka duchownego.
Część z nas zdaje się traktować święcenia kapłańskie jako rytuał zamieniający człowieka w pozbawionego ludzkich potrzeb i przywar pretendenta do miana świętego. Tylko w rzeczywistości jest inaczej. Ksiądz proboszcz i to zarówno ten z wielkiego miasta jak i zapomnianej przez wszystkich wsi, tak samo jak my musi jeść i pić, bywa mu zimno, często się wścieka, może być zarówno skąpy jak i hojny, i przede wszystkim odczuwa popęd seksualny. Nie rozumiem, dlaczego Kościół katolicki tak uparcie odbiera swoim kapłanom prawa do tego ostatniego, a w konsekwencji prawa do pełni człowieczeństwa. Nie mi jednak o tym decydować. Aczkolwiek, kiedy przysłuchiwałam się historiom opisywanym przez Marcina Wójcika (tak, znów słuchałam audiobooka), poznałam bezmiar cierpienia ludzi, którzy zadręczają się z powodu wewnętrznej sprzeczności. Zacznijmy od tego, że w moim mniemaniu w książce pojawiły się dwa rodzaje księży. Pierwsi (w mniejszości) starali lub nadal starają się dochować celibatu. Udaje im się to w seminarium, gdzie nikt nie uczy młodych mężczyzn, często nieposiadających wielu doświadczeń seksualnych, jak radzić sobie z własnym popędem. Wytrzymują również wtedy, gdy poznają hierarchów o niejednoznacznych wymaganiach i dowiadują się że ci, którzy ze strachu powiedzą głośno co dzieje się nocami w alumnacie, mogą pożegnać się z seminarium. Po święceniach część z tych mężczyzn żyje w celibacie przez dłuższy czas. Inni dopuszczają się drobnych grzechów w samotności. Do momentu, w którym pojawi się ta jedyna czy ten jedyny i wszystko zaczyna się komplikować. Druga grupa to duchowni z założenia odrzucający celibat. To oni ukrywają przed parafianami partnerki i dzieci, żyją w dziwnych układach z mężczyznami i kobietami, a także dopuszczają się uczestnictwa w orgiach czy zostają pedofilami. Ta grupa zdaje się też traktować bycie księdzem jak zawód, nie jak powołanie. Konieczność ukrywania swojego życia uczuciowego czy seksualnego jest tylko dodatkową niedogodnością. O ile mogłam sobie wyobrazić tego typu podejście u przeciętnego proboszcza, przeraża ono, kiedy dotyczy hierarchów. Tam gdzie brak skrupułów łączy się z władzą dzieją się rzeczy przerażające. Trudno więc dziwić się, że święcenia kapłańskie zdaje się otrzymywać więcej księży wyrachowanych niż powołanych do posługi. Marcin Wójcik nie boi się trudnych tematów. Jego delikatność i wrażliwość sprawiają, że księża opowiadają im o najintymniejszych sprawach. Tak samo jak ich partnerki czy partnerzy. Ludzie, którym odebrano normalne życie, ponieważ pokochali człowieka reprezentującego ten jeden określony zawód. W książce nie brakuje też rozważań na temat zniesienia tego nieludzkiego zakazu. Nie potrafię zrozumieć dlaczego Kościół reprezentujący Boga, znęca się nad swoimi kapłanami. Cóż, głównym argumentem przeciwko zniesieniu celibatu są pieniądze. Dla mnie ważniejsze jest jednak człowieczeństwo, które odbierane jest kapłanom przez ten chory przepis.
Celibat nie jest niczym dobrym. Wręcz przeciwnie, rodzi on tak wielką patologię, że trudno zrozumieć, dlaczego go jeszcze nie zniesiono. Jednak w tej książce chodzi nie tylko o sam celibat, ale i o sylwetki księży, którzy w oczach niektórych za nas przestają być ludźmi. A powinni być jak najbardziej ludzcy. Jeśli chcecie zrozumieć dlaczego, przeczytajcie "Celibat. Opowieści o miłości i pożądaniu". Polecam! 

4 komentarze:

  1. Nie martw się - recenzja z założenia jest subiektywna, więc nie musisz chować swoich poglądów do kieszeni ;). Ale wyszło Ci dobrze, bo obyło się bez sarkania na kościół.
    W tych dwóch sprzecznych przekonaniach, o których piszesz, kryje się chyba cały problem. Ksiądz - dla wielu ludzi - powinien być jak najbliżej normalności. Ile razy pada ten argument, że ksiądz uczy nas wychowywania dzieci czy opowiada o seksualności, choć teoretycznie nic o tym nie wie? Ale kościół woli chować sobie świętych mężów, którzy żyją zaślubieni tylko bogu. Prawda jest jednak taka, że ludzie, zwłaszcza Ci żyjący w mniejszych miejscowościach, widzą poukrywane rodzinki czy domki zbudowane za pieniądze wiernych. I chyba nie widzą w tym nic złego. Kościół ma to do siebie, że jest instytucją skostniałą - tam prawie nic się nie zmienia, więc i celibat zostanie. Niestety.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem szczerze - to czy Kościół jest instytucją skostniałą czy nie, byłoby mi zupełnie obojętne, gdyby nie fakt jego ingerencji w polskie życie polityczne i nie tylko. Nie możemy uwsteczniać naszego prawa że względu na tak mało nowoczesną instytucję. Poza tym żal mi również młodych chłopaków, którzy naprawdę chcą zrobić coś dobrego, a nie dość, że podcina się im skrzydła to muszą się bronić przed czymś tak naturalnym jak miłość.

      Usuń
  2. Coś tam kiedyś czytałam podobnego ( z Koloratką w tytule, być może "Zakochana koloratka"?) .Nie należy debatować nad tym czy celibat jest dobry czy zły ( to znaczy owszem dyskusja jest potrzebna jednak w wyższej hierarchii Kościelnej). Osoby decydujące się na złożenie ślubów doskonale wiedziały jak się sprawy mają, i że celibat jest faktem. Podpisując się pod tym, obiecywały wystrzeganie się jakichkolwiek cielesnych doznań, wiedziały że nigdy nie założą rodziny. Całe szczęście celibat to nie więzienie i śluby można złamać a z Kościoła odejść. Lepsze przyznanie się do własnej słabości niż jawne łamanie zakazów i poddawanie własnej tożsamości pod topór opinii publicznej.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Problem polega na tym, że rzadko kiedy ci młodzi ludzie wiedzą na co się piszą. Nie mają dużo doświadczenia życiowego, a pierwsza miłość często przed nimi. Poza tym ludzie dojrzewają, zmieniaja się, a wraz z tym zmieniają się ich potrzeby. Odejście ze stanu kapłańskiego też nie jest łatwe - łączy się z ostracyzmem i niedopasowaniem społecznym. Ludzie nie zawsze rozumieją, że powołanie to nie wszystko.

      Usuń